tak było w wierszu. W rzeczywistości o szyby deszcz dzwoni, ale wiosenny. A dzwoni już drugi tydzień. A jak deszcz, to wiadomo, że parasol. No ale wiosnę mamy, lato nadchodzi (i piknik Krynoliny w Pszczynie), więc jakoś tak parasol przeciwdeszczowy to nie było to, co mi chodziło po głowie.
A co mi chodziło? Parasolka przeciwsłoneczna.
A ponieważ ciągle pada deszcz, to cały weekend spędziliśmy w domu.
No i zmajstrowałam sobie parasolkę :)
Co mi było potrzebne?
Stary parasol, który mogłam zepsuć, żeby mieć druty
Nie ukrywam, że było mi ciężko go rozwalić, bo mam go jeszcze z czasów szkoły średniej. Co prawda wypłowiał (kiedyś był czerwony) i nie mieści się do torebki, ale nadal go lubiłam. No ale cóż, czasem trzeba się poświęcić.
Oprócz parasola potrzebowałam jeszcze koronek.
Tę kupiłam z przeznaczeniem na sukienkę. Ale cóż - czasem trzeba się poświęcić ;)
a tę po prostu miałam.
Ściągnęłam ubranko ze starego parasola, odrysowałam, wycięłam z koronki nr 1 i zszyłam.
Brzegi obszyłam koronką numer 2 i mam parasolkę przeciwsłoneczną :)
Mam nadzieję, że na pikniku bardziej mi się przyda niż parasol przeciwdeszczowy :)
Och, Dorfi <3 :)
OdpowiedzUsuńOoo, mój ulubiony parasol! Mam identyczny i też identycznie wypłowiały ;)
OdpowiedzUsuń